Dzień sześćset szesnasty – 31.05.2020
Cała noc padało. Może nie jakoś bardzo mocno, ale nawet rano jeszcze popaduje. Ulice i dach spływają wodą. Niebo całe mocno zachmurzone, a na horyzoncie nad morzem doskonale widocznym z naszego mieszkania ciemno brunatne chmury zlewają się z liną wody. W nocy słyszeliśmy załączające się na sąsiednim terenie generatory elektryczne. To znak, że były przerwy i awarie w dostawie energii. Poza tym miasto o poranku normalnie budzie się do życia, poza tym że jest mniejszy ruch, bo ponownie mamy niedzielę…
Po śniadaniu mamy mały relaks i oglądamy jakieś dwa odcinki serialu. Fabula opowiada o rozprzestrzeniającym się na świecie wirusie i pracą naukowców nad uzyskaniem szczepionki. Na dodatek na początku jadą do Boliwii w góry do jakichś plemion i tam jeden z nich zaraża się tajemniczą chorobą. Potem wypadki przyspieszają i akcja nabiera tępa… Niby film, a jednak jaki dziwnie podobny do rzeczywistości 🙂 Ciekawi jesteśmy czy naukowcom uda się uratować ludzkość i ocalić siebie? Wieczorem będziemy oglądać kolejne odcinki…
———————————-