No dobrze. Dziś będzie wpis medyczny. Jak ktoś nie lubi zastrzyków, szpitali, krwi itp, może ominąć dzisiejszy dzień… 😉
Kolumbijska medycyna…
Od kilku dni wiedziałem, że mam umówioną wizytę na wykonanie zabiegu związanego z komórkami macierzystymi, w jednej z placówek w Santa Marta. Bez wchodzenia w szczegóły zastanawiałem się czy skorzystać z usług medycznych w takim kraju jakim jest Kolumbia. Obarczone to było obawą o jakość i poziom lecznictwa. Pomimo wielu sprzecznych myśli, prawie w ostatniej chwili pojechaliśmy jednak pod wskazany przez ubezpieczyciela adres. Było to znane już nam miejsce, więc stres był nieco mniejszy.
Znajomy lekarz, który przyjmował nas w poprzednim tygodniu, specjalnie czekał wraz z pielęgniarką. Cała „operacja” miała miejsce już pod wieczór, bo prawie o 17 godzinie.
Na całą procedurę składało się najpierw pobranie krwi. Następnie ucięliśmy sobie pogawędkę z doktorem. W tym czasie moja krew odwirowywała się w wirówce. Uzyskane w ten sposób coś tam, miało być wstrzyknięte ponownie. Tym razem w miejsca infekcji w stawach w ramieniu.
W czasie oczekiwania na odwirowanie komórek macierzystych doktor zrobił nam wykład co i jak będzie robione. Cała „operacja” miała polegać na serii 4 zastrzyków w newralgiczne miejsca w stawach. Pierwsze nakłucie miało znieczulic nerw barkowy. Kolejne wbijane w ściśle określone miejsca w stawie barkowym.
Nie było tak najgorzej. Po godzinie oklejony plastrami, ze skierowaniem na 15 sesji fizjoterapii opuściliśmy przychodnię. Dzięki zimnej krwi i nie zemdleniu mojej żony możecie pooglądać przebieg całej „operacji” 😉
No dobrze, to tyle w tym medyczno – narcystycznym wpisie ;). Człowiekowi trudno znaleźć tematy do codziennych blogów… I efekty są takie jak powyżej 😉
Dzień sześćset siedemdziesiąty siódmy – 31.07.2020
—————————–